Po długich oczekiwaniach w końcu
nadszedł 14 luty i nie cieszyliśmy się dlatego, że są Walentynki, a dlatego, że
w końcu my i nasz Tripi doczekaliśmy się naszego pierwszego zimowego zlotu! :)
Do 13 lutego do końca nie wiedzieliśmy czy uda nam się wyjechać 14 czy dopiero
15, ale udało mi się dostać wolne w pracy, tak więc mogliśmy się cieszyć zlotem
od pierwszego do ostatniego dnia.
Planowo wyjazd mieliśmy zaplanowany
na godzinę 13, maksymalnie 14, ale jak tu u nas Pałek bywa, ostatnie zakupy,
ostatnie "dopięcia guzików" i wszystko się przesunęło, ostatecznie
zebraliśmy się o godzinie 17.. Tripciak spakowany, miejsca zajęte, GPS
odpalony.. 156km przed nami - jakieś 3h jazdy. Początkowo trasa przebiegała bez
przeszkód, kulaliśmy się swoim tempem w stronę naszego celu, aż tu nagle na
Zakopiance z daleka zobaczyliśmy korek, myślimy ' o, no tak, piątek wieczór,
wszyscy ruszają do Zakopanego' , troszkę nasz entuzjazm opadł, bo w takim
tempie myśleliśmy, że zajedziemy na godzinę 22.. Na szczęście okazało się, że
była jakaś mała stłuczka i ruchem kierowała Policja, więc w miarę szybko
poszło.. Aż do Nowego Targu znowu spokojnie jechaliśmy, ale wieczór, plus
temperatura na minusie spowodowała ślizgawkę na drodze, tak więc Bartek
zmniejszył prędkość do 20km/h, a na zakrętach i zjazdach do 10km/h, przy nawet
najmniejszym wciśnięciu hamulcy odzywał się ABS... Bartek cały zdenerwowany, ale na szczęście
opanowany kierował Tripim , co było dla niego straaasznie stresujące, z każdego
zakrętu, szczególnie tych w dół zbocza z trudem , ale wychodziliśmy...
Dodatkowo jazdę utrudniały strome podjazdy, które w naszym wykonaniu wyglądały
troszkę jak balet na lodzie połączony z driftingiem, gdyż każdy taki podjazd
pokonywaliśmy "bokiem"... ahh ten tył napęd. I tak dotarliśmy do celu
dopiero na godzinę 21.. :) Zaparkowaliśmy busa obok Multimatów, podpięliśmy się
do prądu i czas było zacząć nasz pobyt na Polanach Sosnowych w Niedzicy. :)
Pierwsze wrażenia bardzo pozytywne, stok w zasięgu 100m, kemping bardzo
przyjemny, pomieszczenia sanitarne jak najbardziej na plus, dodatkowo
znajdowała się tam dodatkowa wiata, w której mogliśmy się bawić prawie do
samego rana. Nie wspomnę już o bani wodnej, która też nas bardzo pozytywnie
zaskoczyła, ale o tym w dalszej części relacji :)
Tak więc zabraliśmy nasz 'prowiant'
i ruszyliśmy do wiaty przywitać się z wszystkimi i zacząć zabawę. Podchodzimy
do wiaty , a tu przed już tłumy, w wiacie to samo, więc frekwencja jak
najbardziej dopisała :) Pomysł z wiatą strasznie fajny, w środku kominek na
kiełbaski i dla zmarzluchów, stoły, ławy do siedzenia, sprzęt audi, wszystko co
potrzebne :) Tak jak myśleliśmy połowie
osób już szumiało ładnie w głowach, więc nie mogliśmy się już dłużej ociągać,
kiełbaski wrzuciliśmy na ruszt, otworzyliśmy nasze trunki i zaczęliśmy zabawę,
tak jak wcześniej pisaliśmy prawie do samego rana, impreza mega pozytywna, Mati
zadbał o muzę i dodatkowe atrakcje.. :)
I może nie otworzyliśmy imprezki, ale razem z MultiMatem ją zamknęliśmy :)
Przyszedł czas na największa frajdę czyli spanie w busiku przy -10 stopniach..
:)
Trochę nam szumiało w głowach, więc nawet nie podłączyliśmy naszej farelki, tylko opatuliliśmy się dwiema kołdrami, kocem i padliśmy spać. Dopiero nad ranem poczuliśmy zimno, noski całe lodowate, więc wygoniłam Bartka, żeby podłączył farelkę, aby zagrzała busa i mogliśmy kontynuować spanko. Wstaliśmy o godzinie 10, a raczej obudzili nas Magda z Marcinem, wpadli z wizytą pożyczyć czajnik. Stwierdziliśmy zgodnie z Bartkiem, że pora już ruszać tyłki z łóżka i pokorzystać z uroków tego miejsca. Stok tak blisko, a my leżymy w łóżku, o nie, tak być nie może :) Wstaliśmy, troszkę się ogarnęliśmy, zjedliśmy jajecznicę, kawę wypiliśmy i pełni sił ruszyliśmy na stok :) Ja zaliczałam debiut na snowboardzie, więc szłam troszkę niepewna, ale jak zobaczyłam oślą łączkę, to trochę ulżyło :) Bartek poszedł śmigać na nartach, ćwiczyć przed egzaminem na instruktora narciarstwa zjazdowego, a ja wraz z Magdą i Marcinem wypożyczyliśmy sprzęt i udaliśmy się na nasz 'stok' :). Początki dla nas wszystkich były ciężkie, tyłki i kolana obite, ale już pod koniec dnia każdy sobie świetnie radził :)
Ze stoku wróciliśmy koło 20:30, a na kempingu impreza
trwała już w najlepsze, niestety ominęła nas akcja zlotu czyli Jadzia i Agata z
gaśnicą w roli głównej, nie będziemy się o tym rozpisywać, bo jeszcze coś
napiszemy nie tak jak było i będą baty :):). Prosto ze stoku poszliśmy do busika
i dosłownie padnęliśmy.. .leżeliśmy tak z 30 minut i stwierdziliśmy kurczę,
pierwszy raz jesteśmy na zimowym zlocie i zamiast siedzieć ze wszystkimi to
siedzimy w busie, a impreza pewno trwa w najlepsze.. no więc wychodzimy z
busika, bierzemy kiełbachy i procenty z zeszłej nocy i zmierzamy ku wiacie, ale
zbliżając się stwierdziliśmy, że coś cicho.. wchodzimy, a tam tylko Mati i
Bibasy rozkminiają coś przy kominku, no to chwilkę posiedzieliśmy i
postanowiliśmy jednak iść do busa odpocząć :) W drodze do busika, podeszliśmy
jeszcze do słynnej wodnej bani, gdzie tyłki grzali Wojtek z Onckim
Kusili nas żebyśmy weszli wygrzać
się z nimi, ale jakoś myśl o wyjściu z gorącej bani i droga do busa w tym
zimnie, to były wystarczające argumenty na nie, więc udaliśmy się do busa.
Bartek przez całą drogę do Tripiego marudził, że w sumie wykąpał by się w tej
bani i tak mówił i mówił, aż mi też powoli ta myśl zaczynała się podobać i
mówię do Bartka ' Kotek, jesteśmy zwariowanymi i żądnymi przygód ludźmi.. to
teraz mamy szansę spróbować czegoś nowego i marudzimy tylko.. '.Po tym
zebraliśmy się w mig, zabraliśmy ręczniki, załączyliśmy farelkę, żeby nagrzała
nam busiku i ruszyliśmy w stronę bani, podchodzimy, a akurat Wojtek z Onckim
wychodzili.. szybko wyskoczyliśmy z ciuszków i chlup do gorącej bani. Woda była
taka cieplutka, że z początku zmarznięte palce u stóp aż bolały :) Ale po
chwili było już cudownie.. Grzaliśmy się tak chyba z 45 minut i tak porządnie
się wygrzaliśmy, że aż się chciało wyjść z tej wody na to zimno, więc jednak
nie było tak tragicznie jak z początku się wydawało :) Wróciliśmy do ciepłego
busika zagrzanego przez farelkę, którą spisała się na medal podczas wyjazdu,
zawinęliśmy się w kołderki i poszliśmy spać. Tym razem zostawiliśmy farelkę
włączoną, więc przez całą noc było cieplutko i przyjemnie :):)
Niedzielę planowo chcieliśmy
rozpocząć o 8:00 i od razu chcieliśmy śmigać na stok, ale rozpoczęliśmy około
godziny 10:00, znowu obudzeni przez Magdę i Marcina, ale obudzili nas w dobrej
intencji, bo powiadomili nas o grupowym zdjęciu, które będzie za 15-20 minut
przy wiacie :) Po zdjęciach grupowych, część zlotowiczów zaczęła się już
zbierać, my zrobiliśmy sobie szybki obiadek, a potem podeszliśmy jeszcze na
stok, wykorzystać pozostały czas i w godzinach popołudniowych wsiedliśmy do busika i ruszyliśmy w stronę domu, po drodze zahaczając jeszcze o zamek w Niedzicy i podziwiając widok Tatr.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz