sobota, 21 września 2013

TRIP #1 EUROPA POŁUDNIOWA cz.1



TRIP #1 EUROPA POŁUDNIOWA

Słowo wstępu:

Jest to nasza pierwsza relacja a zarazem tak daleka wyprawa więc zaczniemy od kilku słów wstępu w którym opowiemy kim jesteśmy i skąd wzięła się nasza zajwka na zwiedzanie świata w busiku.

Jesteśmy studentami III roku Turystyki i Rekreacji na AWF w Katowicach.
Nasza fascynacja, a raczej Bartka który nas potem ją zaraził zaczęła się już w jego latach dziecięcych kiedy zobaczył w TV po raz pierwszy kreskówkę Scooby Doo i ich "The Mystery Machine", wtedy zaczął marzyć o swoim własnym busiku w którym mógłby przemierzać świat i przeżywać różnorakie przygody jak ekipa Scooby Doo.

Po kilkunastu latach ocknął się i wziął sprawy w swoje ręce, zdał prawo jazdy i zaczął łapać dorywcze prace dzięki którym udało się odłożyć troszkę grosza na wymarzonego Vana. Z początku miał być VW T1 lub T2, niestety po przebadaniu rynku i podliczeniu kosztów zakupu samochodu i części do niego potrzebnych entuzjazm znacznie zmalał... jednak wybawieniem okazało się znalezienie przez przypadek forum busikt3.radom.pl na którym zobaczył busika T3 który od razu wpadł mu w oko. Bartek od zawsze lubił kanciate auta, miał niejednego golfa II których był fanem więc nie potrzeba było mu dużo czasu żeby zakochać się w klasycznym kanciaku...dosłownie wystarczyło mu 1 zdjęcie i kilka sekund.

Pierwszym krokiem do spełnienia marzeń były długie poszukiwania upragnionego domku na kółkach, pół roku poszukiwań, setki ogłoszeń, kilkadziesiąt  telefonów i z pomocą znowu przyszło forum busika t3. Busa udało się zakupić dosłownie pod samym nosem, okazało się, że zaledwie 200m od miejsca zamieszkania dziewczyny Bartosza stoi do kupienia kartka, która spełniała wszystkie jego wymagania, tak więc na samym początku lutego na podwórzu zagościł busik ;) Od razu zaczęły się plany co do remontu busa oraz planowania najbliższych wakacji. Wybór padł na objazdówkę po południowej Europie ponieważ nikt z nas nigdy nie był w Chorwacji.

Jednak po kilkunastu tygodniach podróżując trochę po Polsce okazało się, że jednostka 1.6D słabo sobie radzi z długimi podjazdami,a że kochamy aktywny wypoczynek szczególnie w górach konieczna okazała się zmiana serducha busika na mocniejsze... i znowu zaczęły się długie poszukiwania odpowiedniego dawcy dla Tripciaka (tak został nazwany nasza T-trójka). Po dłuższej chwili zastanowienia oraz konsultacjach z Qdatym i Robertem, którzy mieli już za sobą swapa na 1.9TDI uznaliśmy, że lepiej będzie kupić całe auto wyjąć co potrzebne i resztę rozprzedać niż kompletować wszystkie części osobno.  Po 3 miesiącach poszukiwań po forach i aukcjach internetowych, obejrzanych kilkunastu samochodach, które okazywały się złomem Bartek wracając z uczelni przez przypadek zauważył stojącego w głębi osiedla golfa 3 z karteczką sprzedam. Niestety jego stan wizualny prosił o pomstę do nieba, a auto wyglądało jakby błagało o zezłomowanie... od razu do głowy przychodzi myśl - skoro auto jest tak zapuszczone i zjedzone przez rdzę to mechanicznie będzie katastrofa, w dodatku ta przesadzona cena... no ale cóż co mi szkodzi zadzwonić  i umówić się na oględziny, w końcu już tyle się najeździłem w poszukiwaniach, a tutaj auto pod nosem stoi.

Za kilka dni przyszła pora oględzin i o dziwo okazało się,że słaby stan blacharski wynikał z tego,że auto zimą pół roku w ciepłym zawilgoconym garażu w którym sól spokojnie mogła sobie penetrować blachę ponieważ właściciel często wyjeżdżał w kilkumiesięczne delegację i nawet nie miał czasu opłukać auta z soli ...natomiast jego stan mechaniczny okazał się bardzo dobry, silnik nie miał wycieków, turbo nie dymiło, auto było dynamiczne po zvagowaniu nie rzygało błędami ... to było to czego szukaliśmy... przyszła pora na negocjacje w których trzeba było uświadomić właściciela, że nikt mu tyle nie da, na całe szczęscie dla nas po negocjacjach udało się zbić z znacznie z ceny i tak o to Tripciak zyskał dawce serca.

Busik wylądował u Qdatego i Roberta którzy wykonali kawał dobrej i solidnej roboty tym samym na dzień po swapie przyciśnięci terminami urlopów w pracy mogliśmy wyruszyć w podróż.








                                                               Dzień 1 - wyjazd

Wstaliśmy wcześnie rano podekscytowani wyjazdem zaczęliśmy dopinać wszystko na ostatni busik. Tripciak po nocnych jazdach wylądował jeszcze na ostatni przegląd i małe poprawki, a my w tym czasie udaliśmy się ostatnie zakupy.  Zaczęło się ostre pakowanie, które Bartek zakończył o 1:00 w nocy. Po krótkiej drzemce wyruszyliśmy w trasę. Szybkie tankowanie i przywitaliśmy wschód słońca.
Naszym pierwszym punktem podróży był Balaton. Na granicy PL-SK okazało się,że Pani nie ma miesięcznych winietek (początkowo wyjazd miał trwać 3 tygodnie) więc po przeanalizowaniu mapy pojechaliśmy lokalnymi drogami dzięki czemu zaoszczędziliśmy kilkadziesiąt złotych.
Po przekroczeniu granicy nasz entuzjazm  z każdym kolejnym kilometrem zaczął gasnąc, ponieważ zaczynało coraz to mocniej padać. Trzymaliśmy się nadziei,że gdy przejedziemy przez góry przywita nas piękna pogoda...nic bardziej mylnego. 





Nasze nadzieje rozwiały potężne chmury i niska temperatura. Dojechaliśmy nad Balaton gdzie zastaliśmy straszne pustki niczym opuszczone miasteczko z amerykańskiego westernu, brakowało jedynie kłębków kurzu przetaczających się przez ulicę. Balaton który znamy z doświadczenia jako tętniący życiem kurort przywitał nas pomimo wczesnych godzin popołudniowych zamkniętymi sklepami, opustaszołymi kempingami, pustymi ulicami oraz co dziwno zamkniętym McDonaldem w których chcieliśmy skorzystać z Wi-Fi w celu sprawdzenia prognozy pogody. I tak zamiast pięknego dnia nad jeziorem, zrobiliśmy na pustym parkingu nasz pierwszy ciepły posiłek (mmmm babciny rosołek)zdrzemnęliśmy się chwilkę i ruszyliśmy w stronę Jezior Plitwickich.






Na chorwackiej autostradzie dopadło nas zmęczenie i zatrzymaliśmy się na kolejną krótka drzemkę, by o wschodzie słońca ruszyć już do naszego kolejnego punktu podróży czyli wcześniej wspomnianych Jezior Plitwickich.
Około 10:00 byliśmy na miejscu. Pogoda o dziwo dopisała, same jeziora i wodospady nas oczarowały i zrobiły wrażenie, niestety był jeden mały szkopuł... miliony emerytowanych niemieckich i chińskich turystów którzy w sporych grupkach skutecznie blokowali każdą możliwą alejkę.
Po kilkugodzinnym zwiedzaniu Jezior udaliśmy się w stronę Zadaru, niestety znowu dopadło nas zmęczenie spotęgowane długim spacerem wokół Jezior oraz starganych nerwach na wcześniej wspomnianych emerytach, więc zatrzymaliśmy się w przydrożnej zatoczce gdzie zrobiliśmy szybkiego grilla i spędziliśmy noc podczas której obudziła nas burza z piorunami, która utrzymywała się prawie do samego ranka. W deszczu i kiepskich humorach ruszyliśmy w stronę wybrzeża - Zadaru. O czym napiszę potem jak znajdę chwilkę czasu :). Tymczasem porcja fotek z Jezior Plitwickich










CDN...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz